piątek, 9 maja 2014

Pociąg do raju

We wtorek 22 kwietnia wsiadam do pociągu. Mamy zadziwiająco małe, bo godzinne opóźnienie. Towarzyszą mi piątka polskich wolontariuszy, Czeszka i Zambijczyk. Przede nami trasa Kapiri Mposhi (Zambia)-Dar es Salaam (Tanzania). Za dwa dni powinniśmy być na miejscu!

Bilety udało mi się kupić dzień wcześniej. Wymagało to wielu prób. Dziś dowiedziałam się, że po stronie Tanzanii pociąg nie ma szansy na przejazd. To mnie nie martwi! Nie oczekuję zbyt dużo i mam dobrą ekipę. Podróżowanie jedyną zambijską linią kolejową nie może być nudne!

Zadziwia nas europejski standard afrykańskiego pociągu. Po jazdach w tutejszych busach i licznych ostrzeżeniach ludzi myślałam, że będziemy siedzieć na sobie nawzajem.

W Zambii wagony przemykają jakby ktoś tory posmarował margaryną. Żadnych dłuższych zatrzymań, żadnych spowolnień. W nocy zajmujemy swoje wygodne łóżeczka. Rano słońce wkrada się przez okno i budzi nas promieniami.

Jest środa 23 kwietnia, pora lunchu. Zatrzymujemy się na granicy. Po sprawdzeniu paszportów i wprowadzeniu stempli ruszamy dalej!
Z przekroczeniem granicy czuję się jakbym była w innym świecie. Płaska Zambia zamienia się w w górzystą Tanzanię. Wykładam głowę za okno i zamieram tak na kilkanaście minut.
Wioski, domki, klimat, ludzie, język- wszystko jest inne!
Pociąg znacznie zmniejszył prędkość. Nieraz myślę, że to specjalnie, żebym mogła cieszyć się widokami. Olbrzymie, zielone (każdym odcieniem zieleni) góry z każdej strony. Z nich wylewają się strumienie wody tworząc wielkie wodospady. Pośród buszu co chwilę przemykają małe wioseczki. W każdej po kilka lepianek otoczonych palmami. Wszystko jak z obrazka.

W pociągu coraz częściej słyszę tanzańskie pozdrowienie “jambo”. Robi się coraz goręcej. Pot spływa z każdej części mojego ciała. Marzę o zimnym prysznicu.

Zatrzymujemy się na stacji Kisaki. Mija dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści minut. My nadal stoimy w tym samym miejscu. Po wagonach zaczynają rozchodzić się pytania “Co się dzieje?”
“Był wypadek 100 km dalej. Lokomotywa pojechała sprawdzić sytuację. Na miejscu nie ma zasięgu. Nie ma kontaktu z maszynistą, więc nie wiemy co się dzieje.”- oznajmia mężczyzna z obsługi pociągu.

Na zewnątrz robi się ciemno. W pociągu zgasili światło. Pozamykali wszystkie toalety. Przedział chłopaków zajęli nowi pasażerowie, których zdecydowanie nie da się wygonić. W najbardziej upalną noc w moim życiu śpimy w ósemkę w jednym przedziale.

Budzę się nad ranem obok Oli. Zastanawiam się czyim potem płynę: swoim, czy Jej?
Słońce dodaje temperatury w wagonie. Pociąg nie jedzie. Przecieram oczy i dostrzegam, że nadal stoimy w tym samym miejscu. Dopiero teraz widzę piękno w okół. Mała wioseczka, a wkoło niej wielkie zielone góry.
Życie pasażerów rozkwita poza pociągiem. Przy torach miejscowe kobiety rozstawiły stoiska z jedzeniem. Owoce, napoje, racuchy i naleśniki kuszą wyglądem.

Wychodzę na zewnątrz i dostrzegam gromadkę dzieci pod wagonami. Bawią się wodą z pociągu. Jesteśmy uratowani- myślę. Po chwili biorę “prysznic” z ogromnego baniaka pod wagonem.

Rozglądam się po okolicy. Wokół pociągu zbiera się mnóstwo dzieci. Żadne nie mówi po angielsku.
Czas na zabawę-myślę! Układam okrąg z maluchów. Tańczymy, śpiewamy, pląsamy i wyliczamy. Ciężko stwierdzić kto się lepiej bawi-ja, czy one.
Na koniec masowe malowanie paznokci. Siadam w cieniu, na torach pod wagonem. Dwadzieścia małych rączek kładzie się na moich kolanach. Wśród nich większość to chłopcy. Chcę im wytłumaczyć, że ta przyjemność to dla dziewczyn, ale język mi nie pozwala. Nieistotne! Zielony, niebieski, żółty i różowy- wszystkie kolory lądują na malutkich paznokietkach.
Radości nie widać końca.

Zbliża się pora obiadowa, a my dalej stoimy. Ola woła z okna “Patrycja, chodź szybko do przedziału”. Ku mojemu zdziwieniu Pan z obsługi pociągu rozdaje pieniądze na wodę. Dla każdego po 2500 shilingów (5 zł). “Jesteśmy uziemieni na kilka dni”- myślę. Jeśli w Afryce rekompensują Ci- wiedz, że coś się dzieje.

Czas wyruszyć na wioskę w poszukiwaniu busa. Zabieram Mukukę (który jako jedyny trochę mówi w suahili) i Justynę. Po 1000 metrach dostrzegamy centrum. Na niedługiej uliczce po lewej i prawej stronie rozciągają się stragany. Wszędzie kolorowo od owoców i warzyw. Po okolicy spacerują Masajowie. Ubrani w materiał specyficznie owinięty wokół ciała wyglądają jak z okładki n=National Geographic. Wszędzie muzułmańskie kobiety ukrywające swoje piękno pod chustami. Widok tak inny od zambijskiego.

Na uliczce stoi tylko jeden bus. “To musi być nasz” stwierdzamy jednoznacznie. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że przejazd jest dla nas za drogi. Poza tym bus odjedzie jak się zapełni, najszybciej jutro rano. Wracamy do pociągu z nadzieją, że nie spędzimy wakacji w przedziale.

Co chwilę słyszę “Pociąg odjeżdża o 17:00” albo “Lokomotywa już jedzie, niedługo ruszamy”. Mówili już to ze 100 razy podczas “postoju”. Nie wierzę im.

Chwilę po powrocie przy pociągu robi się głośniej. Ludzie gwiżdżą i krzyczą. Wagony się zapełniają. Czy jedziemy do Dar es Salaam??
Podjeżdża lokomotywa. Skaczę i tańczę ze szczęścia. Pół godziny później pociąg porusza się po raz pierwszy od 24 godzin.

Po 1,5 dnia opóźniania wyczerpani dojeżdżamy do stolicy Tanzanii.
To była zdecydowanie najlepsza podróż pociągiem w moim życiu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz