wtorek, 6 maja 2014

Angel Davidson

Godzina piąta-budzik rozbrzmiewa po całym mieszkaniu. Bez grymasu i leżakowania (typowego dla mnie) wstaję z łóżka.
Jedziemy na wakacje!
Szybki prysznic i pakowanie ostatnich rzeczy. Chwilę potem z Aga i Silvie wychodzimy z City of hope. Od pierwszego momentu stwierdzam, że mamy za dużo bagażu. Wyruszamy w stronę busa. Zza pleców dociera do nas "Dajcie torbę, pomogę Wam". Przecieram oczy ze zdziwienia. Zambijczycy nie wychodzą z takimi propozycjami!
Tym szybciej oddaję największy bagaż w stronę zaskakującego nieznajomego.

Okazuję się, że Davidson (już znamy jego imię) jedzie w tym samym kierunku. Busy przeładowane przemykają jeden po drogim. Nic nie daje wymachiwanie rękoma i podskakiwanie. Wszystko przepełnione, a nas jest za dużo.

“Weźmy taksówkę, nie będzie dużo drożej” zapewnia nowy kolega. Nie wygląda na jednego z wielu, który chciałby wykorzystać “bogatych muzungu” na darmowy przejazd. Nie mamy lepszego wyjścia, ufamy nieznajomemu.
Po minucie zatrzymuję się taksówkarz, który po krótkiej rozmowie ze rodakiem podaję cenę niemalże taką samą jak za bus. Przywilej nie dla białego w tym kraju! Zadowolone wskakujemy po raz pierwszy do zambijskiej taksówki.

Towarzyszy nam wakacyjny humor. Na twarzy każdej z nas widnieje olbrzymi banan.
Agnieszka przeszukuje portfel, żeby dać każdej z nas bilety na busa, które przechowywała.
- nie mam ich!- wykrzykuje zdenerwowana
-masz, masz... Sprawdź dokładnie, zapewniam Ją.
Biletów nie ma!
Zatrzymujemy samochód. Wyskakujemy i jeszcze raz przeszukujemy Agi torebkę.
Biletów nie ma!
Davidson oznajmia “Nie zostawię Was, dopóki nie będziecie siedzieć w busie”. Zaraz po tym bierze Agnieszkę pod rękę i rusza na drugą stronę ulicy. “Wracamy do City of hope. Musisz znaleźć bilety!”- wyjaśnia krótko.
Silvie jedzie na bus station, żeby zatrzymać autobus. Ja zostaję tam gdzie mnie zostawili. Czekam na Agnieszkę i nowego kolegę.

Minuty uciekają zdecydowanie za szybko. Co chwilę spoglądam na zegarek. Oceniam czy jeszcze mamy szanse wyruszyć na Zanzibar dziś. Może trzeba będzie czekać na kolejny pociąg kilka dni. Nikt nie dzwoni, żadnych wiadomości.

Po dwudziestu minutach wybijam numer do Agnieszki. Łamiącym się głosem mówi, że biletów nie ma.
“Wsiadaj w taksówkę i nie zapomnij mnie zabrać po drodze. Może uda się coś załatwić na bus station!”-wykrzykuję.

Po jakimś czasie podjeżdża samochód. W nim Agnieszka i Davidson, całkiem porządnie spóźnionym do pracy uśmiechają się zza szyby.
“Jedziemy na stację, porozmawiam z nimi, wszystko załatwię” oznajmia nowy znajomy.
Spoglądamy z Agą na siebie wymownie. “Dostałyśmy Anioła!” wykrzykujemy radośnie.

W trakcie drogi dzwoni Silvie. “Udało się! Pamiętali, że wczoraj kupowałyśmy bilety! Spieszcie się, bo wszyscy na Was czekają!” Kamień spada mi z serca..ale tylko na chwilę.

-Dziewczyny, musimy jechać do Tazary (miejsca, gdzie sprzedają bilety na pociąg), stwierdza nerwowo Davidson.
-po co? Nie możemy! Cały autobus na nas czeka!
-wczoraj przeczytałam w gazecie, że pociąg nie jedzie. Po stronie Tanzanii jest problem z torami.
-nie ważne, do Kapiri (miejsca odjazdu pociągu) i tak jedziemy. Tam czekają na nas nasi znajomi. Najwyżej będziemy mieć wspólne wakacje w Zambii. Możemy też razem poczekać do piątku na kolejny pociąg. Odpowiadam gotowa na każde z tych rozwiązań.
-ok, odprowadzę Was na busa i pójdę do Tazary dowiedzieć się o pociąg, Anioł nie poddaje się.

Biegniemy przez lusackie skróty. Upragniona stacja autobusowa pojawią się przed oczyma. Wśród dziesiątek busów wyszukujemy nasz. Wbiegamy do środka.
Anioł Davidson czeka na zewnątrz. Dotrzymuje obietnicy! Nie zostawia nas do momentu, aż słyszy warkot silnika.
Chwilę potem odbieram telefon.
“Patrycja, jestem w Tazarze. Pociąg rusza bez żadnych opóźnień. Bezpiecznej podróży!”
Oddycham z ulgą nie wiedząc co nas czeka dalej.
Witaj przygodo! Wakacji dzień pierwszy.

C.D.N.

Tylko anioły do mnie wysyłaj
piękne pierzaste i zadbane
Niech latają ponade mną
jak złotoskrzydłe motyle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz