Mama Carol
Niedzielne południa spędzam u Mamy Carol. Jej dom wielkością przypomina standardowy, europejski domek jednorodzinny. Jedynie wymiary są podobne, bo warunki nie mieszczą się w żadnych standardach. Budynek otacza małe podwórko i ponad dwumetrowy mur.
Niedzielne południa spędzam u Mamy Carol. Jej dom wielkością przypomina standardowy, europejski domek jednorodzinny. Jedynie wymiary są podobne, bo warunki nie mieszczą się w żadnych standardach. Budynek otacza małe podwórko i ponad dwumetrowy mur.
Dom żyje. Jest jak wielkie serce, które
przez swoje komory- pokoje tłoczy krew. Żyje dzięki chłopcom, którzy w nim
mieszkają. Jego rytm na podwórku najczęściej wystukują afrykańskie bębny.
Po jego powierzchni każdego dnia przechadza
się około trzydziestu największych bandytów i najlepszych złodziei Lusaki. Dom
nosi nazwę salvation home-dom zbawienia.
Mamą dla chłopców i Panią domu jest mama
Carol. Amerykanka, kobieta po pięćdziesiątce, której uśmiech nie schodzi z
twarzy. Mama 11 lat temu wyjechała ze swojej ojczyzny, żeby poświęcić swoje
życie chłopcom ulicy.
Słodki złodziej
Przychodzę do Salvation i dostrzegam nową
twarz. Mały, dziewięcioletni Mapalo biega po podwórku. Podchodzę do Niego i się
witam. Przypadliśmy sobie do gustu. Gilgotam go, a On leżąc na podłodze zanosi
się ze śmiechu. Próbuje zamienić choć słowo z resztą mieszkańców-bezskutecznie.
Mapalo zaczepia mnie z każdej strony wbijając swoje małe rączki w moje pachy.
Przez pół godziny ganiam za nim, przewieszam Go przez ramię, wywijam Nim w
każdą stronę. Zarówno mi jak i Jemu przynosi to lawinę radości.
Przez głowę przemyka myśl.. Co ten chłopiec
robił na ulicy??
Żegnając się z polskimi wolontariuszkami
pracującymi w tym domu rzucam
- Niezły słodziak z tego Mapalo
Dorotka śmiejąc się odpowiada
-jeden z najlepszych złodziei jakiego znam,
ukradł 5 mln kwacha
Mapalo zamykam szczelnie w swoim sercu i
oddaje Panu Bogu.
Trzy dni później przy najbliższym spotkaniu
z wolontariuszkami dowiaduję się, że Mapalo nie ma już w domu. Uciekł.
Uczę się kochać
Ucieczki i powroty to codzienność w domu
mamy Carol.
Wyobraź sobie, że Twoje dziecko ucieka na
ulicę. Ty szukasz go w najniebezpieczniejszych miejscach miasta. Wiesz, że
właśnie zarabia pieniądze na sprzedawaniu własnego ciała. Na pewno ma przy
nosie butelkę z oparami farby, lub benzyną. Jest głodny, zaćpany, jest mu
zimno, ma poranione ciało.
Znajdujesz go i serce przeszywa strumień
ciepła. Zabierasz Go do domu, gdzie jest tydzień, miesiąc, lub rok. Potem znów
ucieka i historia się powtarza.
Pomnóż to razy trzydzieści, bo tyle dzieci
ma mama Carol.
Uczę się miłości. Tej miłości bez
oczekiwań. Uczę się zapominać o “kocham Cię, ale...kocham Cię ponieważ..”
Uczę się od mamy Carol i wolontariuszek tam
pracujących KOCHAM CIĘ, mimo że...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz