Każdy ma chwile przy wspominaniu których pojawia się uśmiech na twarzy. Buzia tak się cieszy, że widać wszystkie zmarszczki. Wtedy to nie jest ważne. Ważne są momenty, które wspominasz.
W drugi dzień Świąt 2013 roku przeżywam jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Mam ich kilka i ten dodaje do cennej listy.
Wchodzę do Kaplicy, a Ksiądz zaczyna Mszę od "W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego". To moja trzecia polska Eucharystia od prawie 5 miesięcy.
Po Mszy pijemy szybką kawę i wychodzimy na zewnątrz gotowi do wyjazdu. Przed domem czeka około 50 dzieci i truck z ogromną przyczepą. Każdy pakuje się do środka i ruszamy. Po odpaleniu silnika w naszym "busie" rozbrzmiewają bębny z głośnym śpiewem dzieci. Jedziemy na wycieczkę-jest radość!
Tylne drzwi nie są zamknięte, a zabezpieczeniem jest metalowa barierka. Przejeżdżając przez wioskę uśmiecham się sama do siebie. Maluchy biegną za nami próbując nas dogonić. Wyjeżdżamy z Lufubu i widok opuszcza moją szczękę 3 centymetry w dół. Wszechogarniająca zieleń buszu zaczyna się za ulicą, a kończy na horyzoncie. Patrzę w dal i słucham afrykańskich pieśni. Nie chcę mrugać oczyma, żeby niczego nie stracić. Po policzkach spływają łzy radości. Nie wierzę, że w tym wszystkich uczestniczę.
Okazuje się, że w jadącym trucku można rozkręcić niezłą imprezę. Podchodzę do tańczącego kółka dziewcząt. Poruszam się razem z nimi w rytm muzyki. Co chwilę obijamy się o barierki przyczepy i siebie nawzajem. Każde lądowanie na "sąsiadce" przynosi jeszcze więcej radości.
Po godzinie jazdy spoceni i zakurzeni wychodzimy z przyczepy. Okazuje się, że busz sprzed godziny był niczym w porównaniu z tym, co widzę. Przecieram oczy ze zdziwienia. Widok jak z bajki. Zieleń tak zielona, że nie mogę do niczego porównać. Na tle drzew ogromny wodospad. Podbiegam do niego. Drobne kropelki wody rozbijają się o mnie. W 10 sekund spływa całe zmęczenie wcześniejszym tańcem.
Ruszamy dalej.. Nie chcę zostawiać tego miejsca, bo nie wierzę, że mogę zobaczyć coś piękniejszego. Podczas drogi wraz z wolontariuszkami śpiewam piosenki Panu. Uwielbiamy go za to co stworzył. Na rzece, która płynie po prawej stronie co chwilę pojawiają się nowe mniejsze i większe wodospady.
Jesteśmy u celu! Nie zdążyłam ogarnąć rzeczywistości, a małe czekoladki już siedzą w wodzie. Ściągam spódnice i bez namysłu wskakuje do nich. Woda jest cudem w ten upalny dzień. Zero turystów, zero komercji, tylko my i natura.
Jestem w moim, najpiękniejszym miejscu na ziemi. Dzieci, małe promyki skaczą z wodospadu w głęboką wodę. Misjonarz, Ksiądz Czesiu uczy maluchy pływać. Jest drugi dzień Świąt, a u nas około 40 stopni. Są ze mną moi ukochani wolontariusze. Mały Maxwell prowadzi mnie za rękę, żeby nie poślizgnęła się o kamień.
Jak tu nie chwalić Boga? Jak w Niego nie wierzyć? Czy tak jest w niebie?
Jeśli tak, to czas już umierać.
Chwile te chowam głęboko. Nikt mi ich nie zabierze. Jak trafię do Nieba to wyściskam Tatę za nie tak mocno, że nie będzie mógł oddychać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz