Jest bardzo gorący, niedzielny poranek. Siedzę na pace s z Agnieszką i Sylvie (wolontariuszkami). Trzęsie nami tak, że obijamy się o barierki samochodu. Słońce grzeje w nasze nieokryte niczym głowy. Kurz osiada na naszych nowych sukienkach i świeżo umytych włosach.
Po drodze rozciąga się zieleń buszu, którą ciężko ogarnąć wzrokiem. Kocham zambijskie, wiejskie widoki!
Jedziemy na Mszę do buszu, do Fatimy. Ponad miesiąc temu z Agnieszką malowałyśmy tam mały Kościółek. Nazwałyśmy go “naszym”. Eucharystia odbywa się tam raz w miesiącu.
Jak na Afrykę przystało jesteśmy spóźnieni. Parafianie czekają na Księdza Krzysztofa, który jest z nami (a raczej my z Nim). Spotkanie zaczyna się od spowiedzi.
Spoglądam na kolejkę do konfesjonału i rezygnuję z czekania w Kościele. Idę pozwiedzać okolicę i napawać się pięknem tego miejsca.
Mijam bramę Kościoła i słyszę głośne krzyki. Miejscowi pozdrawiają mnie “How are you??!!”.
“Niebezpieczne, czy bezpieczne??”- myślę. Po chwili zmierzam w kierunku ich domu.
Dorośli witają mnie uściskiem ręki. Ja wyszukuję wzrokiem dzieci. Są! Trójka maluchów siedzi w cieniu między drzewami. Bawią się w starej metalowej wanience.
Podchodzę i zagaduje podstawami “nyanja” które znam.
Matka przynosi mi babeczkę, którą wyciąga z ceglanego “pieca”.Zachwycam się smakiem wypieku z mąki i cukru.
-Skąd jesteś, matka przerywa mi degustację.
-z Polski
-co robisz w naszej wsi?
-przyjechałam na Mszę do Kościoła na przeciwko, idziecie też?
-nie, jesteśmy z innego Kościoła.
Wymiana podstawowych informacji trwa jeszcze kilkanaście minut. Wszystkiemu towarzyszy lawina serdeczności i uśmiechu. Tracę poczucie czasu.
- chyba ktoś Cię szuka, mówi ojciec.
Rozglądam się i wśród zieleni widzę niebieską sukienkę Agnieszki. Trochę mnie nie było, więc rozpoczęła poszukiwania.
- choć do nas, krzyczę.
Po chwili Agnieszka przeżuwa pyszną babeczkę w “rodzinnym gronie”.
Kurnik, jednopokojowa chatka, dwa drzewa, altanka i ceglany piec na zewnątrz- to całe domostwo. Miejsce bardzo skromne. Widać jednak, że kobieca ręka przyłożyła się, żeby wyglądało schludnie.
-wyglądacie jak Jezus, mówi ojciec
-dlaczego, pytam zdziwiona?
-macie brązowe sandały, długie suknie i długie włosy, odpowiada.
Spotkanie z drugim człowiekiem, to spotkanie z Jezusem-zawsze!
Po około godzinnej wizycie na pożegnanie słyszymy “Pan Bóg nas pobłogosławił, tym, że przyszłyście!”.
"Dla kogo było większym?"- zastanawiam się po cichu.
Dostałam Jezusa w serdecznym “How are you”
Dostałam Jezusa w zaproszeniu do domu.
Dostałam Jezusa w babeczce z pieca.
Dostałam Jezusa w szczerej rozmowie.
Dostałam Jezusa w uśmiechu.
Dostałam Jezusa zaproszeniu na kolejną wizytę.
Uśmiech nie zeszedł mi z twarzy, aż do wieczora!
Wymienianie się Jezusem jest fajne:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz